13.12.2008, 00:12
Witajcie
I znowu odpowiadam sam sobie, ale w moim wątku mam specjalne prawa. I co? Nie macie pomysłu na 45 imion dla moich rybek? OK, tym razem Wam odpuszczę, wrócimy do tematu po redukcji obsady, a tymczasem wszystkie rybki otrzymują imię Jokeru.
Jestem Wam winien relację z dnia dzisiejszego, ponieważ właśnie zamieszkały w moim akwarium pysiaczki.
Pociąg z pysiaczkami przyjechał zgodnie z planem, i o 14.23 wtoczył się na peron. Ja już ciut wcześniej zająłem na peronie pozycję zbliżoną do frontu pociągu (pomyliłem się o 10 metrów). Pociąg stanął, otwierają się drzwiczki, a w drzwiach widzę całkiem okazałą panią konduktor w niebieskim mundurku. A okazałość pani konduktor potęgował fakt, że ona stała jednak w drzwiach pociągu, sporo wyżej niż ja na peronie.
- Dzień dobry :-) (nieśmiało zagajam)
- Dzień dobry ? odparła pani konduktor ? Pan po przesyłkę?
- Tak, to ja (odparłem)
Pani konduktor nie spytała mnie o nazwisko ani o dowód osobisty, gdyż miała absolutną pewność w temacie że to ja, gdyż ponieważ ten jeden jedyny bezpośredni pociąg relacji Szczecin ? Zielona Góra NIE prowadzi przesyłek konduktorskich. Ale tym razem zrobił wyjątek i jedną przesyłkę ze Szczecina dla mnie zabrał.
- To niech Pan wejdzie do środka po przesyłkę
Poszedłem zatem, aby wejść do środka. Po wejściu, i po zrównaniu poziomów okazało się, że Pani konduktor wcale nie jest tak okazała, jak to się wydawało mając na uwadze punkt widzenia z poziomu peronu, i że jest całkiem normalna, a do tego bardzo sympatyczna.
- Tutaj (pani konduktor wskazuje na kartonik leżący na ławce umiejscowionej bezpośrednio nad rozgrzanym mocno grzejnikiem) jest dla Pana paczka.
- O rety! (myślę sobie), toż to przecież chyba Paprykarz Szczeciński do mnie przyjechał! Ale macam tą ławkę, ten kartonik, wcale nie jest aż taki gorący.
Po wymianie uprzejmych formalności i podziękowań opuściłem pociąg i z kartonikiem udałem się do auta. W domciu niepewnie otwieram kartonik... A w nim widzę wiele gazet. No tak, słusznie, podróż trwała 5 godzin, przynajmniej rybcie się nie nudziły, miały co poczytać. Wszystkie rybcie dotarły całe i zdrowe, w bardzo dobrej kondycji :-) I oczytane.
Pierwszą godzinę spędziły w akwarium w swoich woreczkach transportowych. Ponoć tak trzeba, żeby temperatura wody w woreczkach zrównała się z temperaturą wody w akwarium. Po godzinie otworzyłem woreczki i wypuściłem rybcie. I wszystkie 45 sztuk z miejsca zajęły jeden kąt w akwarium, przy grzałce. Ja tam nie jestem jakimś specjalnym fanatykiem grzałek Hailea, chociaż uważam że to dobry sprzęt, ale to zachowanie rybek tłumaczę tym, że najprawdopodobniej wcześniej rybcie w akwariach miały taką samą grzałkę, którą rozpoznały w moim akwarium. I trwało tak godzinę, wszystkie rybcie w jednym kącie. Po mniej więcej godzinie jeden śmiałek odważył się oddalić od stada i popłynąć w drugą stronę akwarium, a za nim popłynęła połowa obsady. I przez następną godzinę połowa okupował grzałkę po lewej, a druga połowa filtr po prawej. I nastał czas drzemki akwarysty. Po przebudzeniu (trwało to kolejną godzinkę) w akwarium zastałem chaos. Wszystkie rybcie pływały zawsze i wszędzie. W dół, w górę, w lewo, w prawo, dalej, bliżej, był totalny miszmasz. I tak trwało to godzinę. Chyba poznawały swoje nowe mieszkanko :-) Po kolejnej godzinie widać było, że niektóre rybcie zajęły się już swoimi sprawami. Rdzawe mocno adorowały kamienie. Fantastycznie się pływa nad kamieniami, obok kamieni, między kamieniami i pod kamieniami, poza tym glony na kamieniach chyba również zasmakowały wyśmienicie. Red-Redy urządziły wyścigi wzdłuż akwarium. Nawet nie miałem pojęcia, że w tak krótkim czasie można pokonać długość basenu, Otylia mogłaby się uczyć. Yelowki zasmakowały w glonach porastających wylot filtra. W międzyczasie zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć. Dosyć już późna pora, jutro pokażę. Potem Red-Redy zaczęły stadnie pływać (mgławicami) wzdłuż akwarium, z lewej w prawą, potem z powrotem, i od nowa. Widok był niesamowity. A ja siedziałem na podłodze i się na to gapiłem, jakbym pierwszy raz w życiu widział kolorowy telewizor. No i nastała godzina 22 i zgasła jedna świetlówka. I to był szok. Chociaż raczej dla mnie. Ruch w akwarium natychmiast ustał. Wszystkie rybcie zwolniły tempo pływania, tudzież wszelkich innych aktywności. Od tej pory zajmowały tylko dolną połowę zbiornika. Kwadrans później zgasła druga świetlówka, i rybcie w ogóle się zatrzymały, zajmując pozycje przydenne... Teraz świeci im oświetlenie nocne, i wykonują ruchy aby-aby. Ciekawe to doświadczenie. Podoba mi się, Coś czuję że LCD 37 cali pójdzie w odstawkę :-)
Zaraz i mi zgaśnie światło i zapali się nocne, a więc pora i na mnie spać. Przepraszam za strasznie długiego posta, ale chciałem się z Wami podzielić moją radością. Jutro podrzucę zdjęcia moich nowych mieszkańców. Aczkolwiek ruszały się tak szybko, że sam nie wiem ile z tych zdjęć wyszło udanych.
Maciek
I znowu odpowiadam sam sobie, ale w moim wątku mam specjalne prawa. I co? Nie macie pomysłu na 45 imion dla moich rybek? OK, tym razem Wam odpuszczę, wrócimy do tematu po redukcji obsady, a tymczasem wszystkie rybki otrzymują imię Jokeru.
Jestem Wam winien relację z dnia dzisiejszego, ponieważ właśnie zamieszkały w moim akwarium pysiaczki.
Pociąg z pysiaczkami przyjechał zgodnie z planem, i o 14.23 wtoczył się na peron. Ja już ciut wcześniej zająłem na peronie pozycję zbliżoną do frontu pociągu (pomyliłem się o 10 metrów). Pociąg stanął, otwierają się drzwiczki, a w drzwiach widzę całkiem okazałą panią konduktor w niebieskim mundurku. A okazałość pani konduktor potęgował fakt, że ona stała jednak w drzwiach pociągu, sporo wyżej niż ja na peronie.
- Dzień dobry :-) (nieśmiało zagajam)
- Dzień dobry ? odparła pani konduktor ? Pan po przesyłkę?
- Tak, to ja (odparłem)
Pani konduktor nie spytała mnie o nazwisko ani o dowód osobisty, gdyż miała absolutną pewność w temacie że to ja, gdyż ponieważ ten jeden jedyny bezpośredni pociąg relacji Szczecin ? Zielona Góra NIE prowadzi przesyłek konduktorskich. Ale tym razem zrobił wyjątek i jedną przesyłkę ze Szczecina dla mnie zabrał.
- To niech Pan wejdzie do środka po przesyłkę
Poszedłem zatem, aby wejść do środka. Po wejściu, i po zrównaniu poziomów okazało się, że Pani konduktor wcale nie jest tak okazała, jak to się wydawało mając na uwadze punkt widzenia z poziomu peronu, i że jest całkiem normalna, a do tego bardzo sympatyczna.
- Tutaj (pani konduktor wskazuje na kartonik leżący na ławce umiejscowionej bezpośrednio nad rozgrzanym mocno grzejnikiem) jest dla Pana paczka.
- O rety! (myślę sobie), toż to przecież chyba Paprykarz Szczeciński do mnie przyjechał! Ale macam tą ławkę, ten kartonik, wcale nie jest aż taki gorący.
Po wymianie uprzejmych formalności i podziękowań opuściłem pociąg i z kartonikiem udałem się do auta. W domciu niepewnie otwieram kartonik... A w nim widzę wiele gazet. No tak, słusznie, podróż trwała 5 godzin, przynajmniej rybcie się nie nudziły, miały co poczytać. Wszystkie rybcie dotarły całe i zdrowe, w bardzo dobrej kondycji :-) I oczytane.
Pierwszą godzinę spędziły w akwarium w swoich woreczkach transportowych. Ponoć tak trzeba, żeby temperatura wody w woreczkach zrównała się z temperaturą wody w akwarium. Po godzinie otworzyłem woreczki i wypuściłem rybcie. I wszystkie 45 sztuk z miejsca zajęły jeden kąt w akwarium, przy grzałce. Ja tam nie jestem jakimś specjalnym fanatykiem grzałek Hailea, chociaż uważam że to dobry sprzęt, ale to zachowanie rybek tłumaczę tym, że najprawdopodobniej wcześniej rybcie w akwariach miały taką samą grzałkę, którą rozpoznały w moim akwarium. I trwało tak godzinę, wszystkie rybcie w jednym kącie. Po mniej więcej godzinie jeden śmiałek odważył się oddalić od stada i popłynąć w drugą stronę akwarium, a za nim popłynęła połowa obsady. I przez następną godzinę połowa okupował grzałkę po lewej, a druga połowa filtr po prawej. I nastał czas drzemki akwarysty. Po przebudzeniu (trwało to kolejną godzinkę) w akwarium zastałem chaos. Wszystkie rybcie pływały zawsze i wszędzie. W dół, w górę, w lewo, w prawo, dalej, bliżej, był totalny miszmasz. I tak trwało to godzinę. Chyba poznawały swoje nowe mieszkanko :-) Po kolejnej godzinie widać było, że niektóre rybcie zajęły się już swoimi sprawami. Rdzawe mocno adorowały kamienie. Fantastycznie się pływa nad kamieniami, obok kamieni, między kamieniami i pod kamieniami, poza tym glony na kamieniach chyba również zasmakowały wyśmienicie. Red-Redy urządziły wyścigi wzdłuż akwarium. Nawet nie miałem pojęcia, że w tak krótkim czasie można pokonać długość basenu, Otylia mogłaby się uczyć. Yelowki zasmakowały w glonach porastających wylot filtra. W międzyczasie zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć. Dosyć już późna pora, jutro pokażę. Potem Red-Redy zaczęły stadnie pływać (mgławicami) wzdłuż akwarium, z lewej w prawą, potem z powrotem, i od nowa. Widok był niesamowity. A ja siedziałem na podłodze i się na to gapiłem, jakbym pierwszy raz w życiu widział kolorowy telewizor. No i nastała godzina 22 i zgasła jedna świetlówka. I to był szok. Chociaż raczej dla mnie. Ruch w akwarium natychmiast ustał. Wszystkie rybcie zwolniły tempo pływania, tudzież wszelkich innych aktywności. Od tej pory zajmowały tylko dolną połowę zbiornika. Kwadrans później zgasła druga świetlówka, i rybcie w ogóle się zatrzymały, zajmując pozycje przydenne... Teraz świeci im oświetlenie nocne, i wykonują ruchy aby-aby. Ciekawe to doświadczenie. Podoba mi się, Coś czuję że LCD 37 cali pójdzie w odstawkę :-)
Zaraz i mi zgaśnie światło i zapali się nocne, a więc pora i na mnie spać. Przepraszam za strasznie długiego posta, ale chciałem się z Wami podzielić moją radością. Jutro podrzucę zdjęcia moich nowych mieszkańców. Aczkolwiek ruszały się tak szybko, że sam nie wiem ile z tych zdjęć wyszło udanych.
Maciek
--- Biegnie biegnie łoś, ma przypięte coś ---